Miałam pisać o czymś zupełnie innym. Miał być dalszy ciąg moich przemyśleń i przygotowań, miało być o laktacji albo o łóżeczku. Ale nie będzie.
Nie będzie, bo nie mogę zebrać sensownie myśli, a jak mogę to i tak wszystko jest "na nie". Więc jak tu pisać o łóżeczkach skoro sama myśl o nich wywołuje histeryczny (albo chociaż lekko depresyjny) płacz.
Odpowiedzialności za to "zamieszanie" szukałam w stresie i przemęczeniu. Otóż nic bardziej mylnego! Jasne, z całą pewnością ani zmęczenie, ani stres nie ułatwiają. Ale przecież każda matka i babka wie i Ci to powie, że jak coś jest na rzeczy z nastrojem u ciężarnej to chodzi o hormony!
Odpowiedzialności za to "zamieszanie" szukałam w stresie i przemęczeniu. Otóż nic bardziej mylnego! Jasne, z całą pewnością ani zmęczenie, ani stres nie ułatwiają. Ale przecież każda matka i babka wie i Ci to powie, że jak coś jest na rzeczy z nastrojem u ciężarnej to chodzi o hormony!
Całą ciążę byłam przekonana, że skoro tak świetnie mi szło na początku to z pewnością nie będzie z nimi problemu. "Mnie? Hormony? Że niby huśtawka nastrojów? Pff! Nie ma mowy, spoko, luz..."
Histo(/e)ria zaczyna się niewinnie, może kilka razy było się bardziej nerwową, a to się na kogoś nakrzyczało, a to jakaś spontaniczna "kurwa" poleciała. Zdarza się i bez ciąży. I tak robi się coraz gęściej, jeżeli cokolwiek może drażni to gwarantuję - będzie drażnić, wszystko wkurza do granic możliwości, żeby za chwilę było "spoko, luz...". Aż do momentu kumulacji emocjonalnej... (cisza) i następuje zwolnienie blokady... (cisza) i w ryk!
Płacz, szloch, zawodzenie, jakkolwiek by to nazwać, byle głośniej, szczerzej i z serca. Potem emocje trochę odpuszczają, przychodzi wyciszenie. Mózg zaspokojony, hormony też. Bliscy pocieszają, że przecież nie ma powodu i wszystko będzie dobrze, więc i stabilizacja jakby (cóż za wielka zmyła) nadeszła... Cud - miód... aż do następnej fali.
Właście po kilku dniach to już kompletnie nie jest istotne co wywoła kolejne Tsunami. Nie chodzi o powód, o to żeby po coś płakać. Generalnie jest kiepsko i się płacze...
Można by to nawet ze spokojem zakwalifikować do objawów ciąży, może z tej grupy mniej przyjemnych, które są i już. Ale w praktyce to trochę bardziej skomplikowane. Bo jak dodać do samych hormonów stres i przemęczanie to się robi niebezpiecznie. Dla maluszka i mamy, może się to skończyć pogłębieniem innych objawów i dolegliwości ciążowych np. bóle pleców, krzyża, głowy, skurcze, zawroty głowy, zgaga, nudności, skoki ciśnienia itd.. W najgorszym przypadku może się skończyć przedwczesnym porodem.
Więc jak tu sobie radzić z takim przeciwnikiem, kiedy ani leki, ani zabiegi medyczne niewiele zdziałają (albo wcale) a do porodu zostało jeszcze 7 tygodni? Czy psycholog pomoże, skoro to sprawa chemii? Dzwonić do prowadzącego bo depresja sieje postrach?
W przypływie energii i jednocześnie przerwie od rozpaczy, zwróciłam się z tymi pytania do poradnika. Podpowiedzi wydają się logiczne, więc będę sprawdzać czy działają. Oto one:
- Mów bliskim co Cię trapi, wytłumacz im że to odmienny stan nad którym nie do końca panujesz, żeby nie poczuli się dotknięci Twoim zachowaniem a jednocześnie mogli Ci wspierać z należytą cierpliwością.
- Potęgować burzę hormonalną będzie zmęczenie, więc zapewnij sobie odpowiednią dawkę odpoczynku i relaksu. Jeżeli możesz weź kąpiel (w nie za gorącej wodzie) z dodatkiem umilaczy, poproś partnera o masaż, napij się ulubionej herbaty/kawy/czekolady, sięgnij po fajną książkę lub film, wyjdź na spacer albo na miły zabieg u kosmetyczki. Przede wszystkim ogranicz ilość obowiązków, rezygnując z pewnych rzeczy lub prosząc o wyręczenie Cię inne osoby, z pewnością to zrozumieją.
- Nie zapominaj o jedzeniu. Często przy spadku formy psychicznej spada tez apetyt -> cukier. Pamiętaj o regularnym odżywaniu. Dużo pij (byle byś nie topiła smutków w procentach)!
- Nie zaniedbuj siebie. Widok siebie w lustrze bez makijażu, "szopie" na głowie, w starym dresie nie sprzyja poprawie humoru.
- Pamiętaj o szczęściu które Cię spotkało! O tym, że wkrótce będziecie z maleństwem spędzać radosne chwile!
Wyczytałam, że jeżeli nic nie przynosi nawet minimalnej poprawy, należy skontaktować się z lekarzem. Depresja wywołana zmianami hormonalnymi może wymagać specjalistycznej opieki i nie można tego lekceważyć.
Choć są chwile w których czuję się zupełnie normalnie, mam nadzieję, że te huśtawki szybko i bezpowrotnie miną. Zamierzam się teraz bezwzględnie stosować do ww. porad, może i Wy macie jakieś sprawdzone metody, będę wdzięczna za Wasze opinie.
oj hormonki w ciąży potrafią dopiec ;) ja co prawda nie miałam huśtawki nastrojów cały czas ale parę razy wybuchałam płaczem bez sensu ;) jeszcze tylko 7 tygodni :)
OdpowiedzUsuńUfff... u mnie dopiero teraz się pojawiły. A przynajmniej nie zanotowałam tego wcześniej... ;)
UsuńSkąd to znam, a gdyby się okazało,że to jednak depresja, to nie martw się. Mija po porodzie :))
OdpowiedzUsuńOj hormony nie fajna sprawa pamiętam jak ja wybuchałam bez powodu płaczem, potrafiła mnie rozczulić reklama w TV, ale mijało, jeśli nie dasz rady zgłoś się do lekarza, by zapobiec by się nie przerodziło to w jakąś deprechę.
OdpowiedzUsuńMiałam niedawno wyrzuty sumienia gdy wszystkich posyłałam do diabła i zarzucałam mężowi, że ból porodu który mnie czeka to jego wina :) I zastanawiałam się, jak ja tak mogę, co ze mnie za obrzydliwe babsko z brzuchem na przodzie. To hormony... tego nie zrozumie nikt, kto tego nie zaznał :)
OdpowiedzUsuńhaha ciekawe w ogóle, jak wielu mężów słyszy na sali porodowej: "to wszystko przez Ciebie $%*%*$!" ;)
UsuńPewnie zdarza się;)
UsuńSpokojnje..prawie kazda kobieta w ciazy tak ma I po ciazy rowniez. Ja do dzis mam hustawki, chociaz nie tak intensywne jak w stanie blogoslawionym. Glowa do gory ;)
OdpowiedzUsuńto mnie przestraszyłaś... bo ja od początku ciąży do teraz (początek 7 miesiąca) jestem oazą spokoju i miałam nadzieję, że tak pozostanie do końca, ale jak widać - niestety, wszystko może się zmienić ;)
OdpowiedzUsuńMakolcia, głowa do góry! Grunt to zdiagnozowanie problemu, co widać zrobiłaś. Odpoczywaj! I nie daj sobie wkręcić że musi być wszystko blogowo-różowo, przecież dzieci to nie tylko słodko śpiące istotki ale i masa wyrzeczeń która z nimi przychodzi. Masz prawo mieć gorszy dzień, masz prawo sobie popłakać, masz prawo nie myśleć tylko o tym jak będzie cudownie. Bo cudownie, mimo że z pewnością będzie, to pewnie nie tylko. Ja też mam ataki histerii (rzadkie, ale mam), czuję się jak słoń (choć w połowie siódmego miesiąca mam na plusie 6,5 kilo, więc mogło być znacznie gorzej) i potrafię się rozkleić kiedy odkrywam że kolejna rzecz z mojej szafy nie pasuje. A to niby taka pierdoła! Ciesz się z dobrych momentów, a te słabsze przeczekaj. Nic na siłę. na pewno będzie dobrze. x
OdpowiedzUsuńKiedy znasz "przeciwnika", łatwiej się z nim walczy, albo godzi, jeżeli walka nic nie przynosi. I tak jak mówisz, że można by mieć powody do lęku, nerwów, ale to cholerstwo - hormony, biorą i bez zakładników! Nie ma powodów? A też dobrze!
UsuńTak, to trzeba przeczekać;)
PS. A na post o laktacji ciągle czekam (kiedy temat przestanie powodować płacz, oczywiście). U mnie 30 tydzień a laktacji ani widu ani słychu :(
OdpowiedzUsuńOd dawna tak masz? Ja póki co nie widzę żadnej różnicy "przed" i "w trakcie" ciąży.
OdpowiedzUsuńTo kwestia kilku dni, ale widzę, że odkąd zrozumiałam w czym problem i stosuję się do tych rad jest trochę lepiej:)
UsuńA może to był "blue monday" z lekkim przedłużeniem? ;) Ja dziś się słabo psychicznie czułam i zwalam winę za to na pogodę i okropny ból głowy.
UsuńBędzie dobrze. Głowa do góry, pierś do przodu :)
OdpowiedzUsuńDobrze:P
UsuńMi hormony dały się we znaki na początku i pod koniec ciąży:) Nie przejmuj się i myśl sobie wtedy że nie ma powodu do złości - to hormony :)
OdpowiedzUsuńTo niby banalne rozwiązanie - ale chyba trochę pomogło;)
UsuńJak przypomnę sobie moje histerie urządzane Mężowi na początku ciąży, mam ochotę zapaść się pod ziemię :/ Nigdy wcześniej tak nie szlochałam :D
OdpowiedzUsuńCałe szczęście teraz wszystko się "unormowało" i czuję się naprawdę happy ;)
Z hormonami nie wygrała jeszcze żadna kobieta, ale wydaje mi się, że najlepiej jest się wygadać i właśnie wypłakać, poprawić to wszystko jakimś soczystym przekleństwem i a koniec przytulić do Męża :)
Trzymaj się Kochana, wszystkie tutaj gorąco Ci kibicujemy!
Tak myślę. Nie ma co na siłę z tym walczyć czy dusić w sobie. W domowym zaciszu wylać łzy i słowa, w końcu i hormonom się znudzi;)
UsuńNie znasz dnia ani godziny, kiedy hormony zaatakują. Jeszcze chwilka i nasze organizmy wrócą do normy :)
OdpowiedzUsuńNiedobrze że juź teraz masz takie problemy. Przygotuj się na naprawdę ostry zjazd po porodzie :-( Lepiej mieć wcześniej tą świadomość i jakoś się przygotować mentalnie niż później wpaść w depresję. Powiem Ci szczerze że wspomnienie tego co działo się w mojej głowie w pierwszych 2 miesiącach po porodzie to jeden z powodów dla których nigdy nie zdecyduję się na drugie dziecko.
OdpowiedzUsuńJa to chyba pol ciaży przeplakalam... Kazdy powod byl dobry:-) i nie potrafilam nad tym zapanowac. Niestety, pierwsze tygodnie po porodzie to tez nagly zjazd emocjonalny z powodu spadku poziomu hormonow ciażowych. Ale potem juz nie bedzie czasu na rozmyslanie o terapeucie:-) a 7 tygodni dasz rade wytrzymac..jakos minie, choc wiem ze moze dluzyc sie w nieskonczonosc. Dla umilenia czasu polecam lekture o ktorej ostatnio glosno - "Polożna, 3550 cudow narodzin". Warto przeczytac przed porodem:-)
OdpowiedzUsuńKochana tylko 7tyg i szybko zapomnisz o tym co tutaj pisałaś:) Głęboki wdech, brzuch do przodu i oby było więcej pozytywnych dni!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
ehh ja cały weeeknd miałam płaczący ;-/ ale nie ma to jak praca :-) wtedy nie myśle o niczym innym :-) Byle do 8 marca :-) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAhh te hormony, mnie też dopadają, szczególnie ten weekend miałam paskudny, ale cóż taki los ciężarnej. Pocieszam się tym, że niedługo miną i nasze Maleństwa pojawią się na świecie.
OdpowiedzUsuńA ja Ci na pocieszenie dodam, że taki odlot to ja miałam ostatnio bez ciąży. Po tabletkach. Tydzień ryku i nieprzespanych nocy oraz zanudzania najbliższych. (turlalam się ze śmiechu jak czytałam Twój post - był to dokładny mój obraz! nawet mężowi pokazałam) Osobiście wolałabym mieć lepszy (ciążowy) powód do rozpaczy :) niż taki tabletkowy. Właśnie czytam książkę pani Kalyty. Ledwo ją zafakturowałam w pracy i doniosłam dziś do domu a już połowy nie ma. Jest super wciągająca i bardzo mnie nastawia pozytywnie do dzieciomienia. Przeczytaj - połknij - zajmiesz mózgownicę i będzie Ci przyjemniej.
OdpowiedzUsuńW odpowiedzi na Twoją wizytę u mnie :) (Szalenie mi milo było, że tam zaglądnęłaś...) Kiedyś blog stanowił dla mnie formę wyżycia się, za wszelkie porażki jakie mi się przytrafiły (im większa porażka tym ładniejsza torebka czy cuś!) - był też źródłem studenckiego zarobkowania. Odkąd pracuję w pełnym wymiarze godzin i z pracy lekkiej i przyjemnej (tj. sprzedaży książek) przeszłam do hurtowni, gdzie pracuję fizycznie; po pierwsze nie wystarcza mi czasu by regularnie siedzieć w internecie, po drugie by publikować tak często, aby wzbudzało to zainteresowanie. Po 8h rozpakowywania palet z książkami najchętniej tez ładuję się do wyrka :) W inne dni oddaję się szalonemu kultowi gotowania i szycia, ale nie publikuję tego bo musiałabym drugie tyle czasu spędzić nad zdjęciami i ich obróbką (defekt perfekcjonisty), a wolę zanurzyć się w książkę lub kolejny projekt "tylko dla siebie". Doceniłam też ludzi. Wolę spotykać na żywo "swojaków" i poświęciłam na rzecz tego prywatę blogową. Blog stał się punktem wypadowym do innych blogów. Ale to uśpiony demon, który zawsze powraca. Myślę, że może niedługo coś tam się znowu poruszy. Mam parę rzeczy do obfocenia. :) Pozdrawiam serdecznie i idę zgłębiać dalej w/w pozycję.
OdpowiedzUsuńtrzeba troszke wyluzowac ;)
OdpowiedzUsuńhormony daja w kość ;)
hehe, mi na szczęście hormony w ciąży wcale nie dały w kość, za to odpokutowałam to w połogu po dziesięciokroć :P
OdpowiedzUsuńTrzymaj się to tylko 9 miesięcy, no i kilka tygodni połogu, a potem tylko znów PSM :P