piątek, 30 maja 2014

Kosmetyki mojego niemowlaka

   Tę historię zaczęłam już dawno, kompletując wyprawkę. Kosmetyki dla takiego maleństwa to skomplikowana sprawa, bo skóra dziecka jest bardzo delikatna i podatna na alergie i podrażnienia. Zgodnie z moim świadomym rodzicielstwem ;), postawiłam na produkty możliwie najdelikatniejsze, najmniejszą ich ilość i najlepiej żeby to były polskie firmy. Wyszło mi to, że tak powiem... średnio. Bo część kosmetyków jaka znajduje się w Ignasia kosmetyczce wzięła się z przypadku. Ale czasami przez przypadek trafia się na coś fajnego;)
   Zakładałam również, że najpierw przetestuję próbki kosmetyczne które dostałam w różnych promocjach, pakietach czy innych konferencjach. W ten sposób nie stracę czasu i pieniędzy na całe opakowania, a przecież dziecko w pierwszych dniach zużywa minimalne ilości kosmetyków. (Kąpanie co drugi dzień, trochę tej oliwki, trochę pupnych-kremów, na próbkach się przetrwa.)


   Zacznę od pupy strony... Pewnie jak wiele matek otrzymałam aż kilka opakowań - próbek Sudokremu i... ani razu go nie użyłam. Słyszałam wiele opinii, że mamy zbyt szybko sięgają po Sudo i w efekcie dzieci od razu są uodpornione na jego lecznicze działanie. A jest to preparat leczniczy, którego należy używać w ostateczności. Ignasia - wielorazowca - nie dotknęły (no, ok, raz przy jednorazówkach + J&J) odparzenia, więc z sześć opakowań leży nietkniętych. Cena za duże opakowanie, chyba ok. 27 zł.
   Krem do pupy którego faktycznie używaliśmy to firmy Weleda. To niemiecka firma, a przynajmniej dostaliśmy je w prezencie od rodziny z Niemiec (i ma niemieckie napisy;)), podobno bardzo zachwalana przez tamtejsze eko-mamy. Kremy posiadają wyciąg z naturalnych składników i roślin. Bardzo ładnie pachną i mają świetną konsystencję. Nie kleją się, bardzo fajnie się rozsmarowują, co jeżeli chodzi o kremy do pupy to raczej ciężka sprawa. Kremu do pupy używaliśmy ok. 1-2 miesięcy i nie zdążyliśmy jeszcze go skończyć. Później przerzuciliśmy Ignaśka na wielorazówki i skończyło się smarowanie;) Piszę kremy, bo z tej samej firmy używaliśmy kremu przeciwsłonecznego, o tym później. Cena jest mi nieznana. 
   Jakoś tak, nie pamiętam skąd, wziął się u nas krem na odparzenia Nivea. Do tej pory używałam go tylko kilka razy, bo to już były czasy wielorazówek, więc raz na jakiś czas przy nagłej sytuacji kiedy zakładamy jednorazówki. Generalnie ok, ale mam uwagi co do tego, że po pierwsze wspieram jedną z największych korporacji kosmetycznych, a po drugie, ma kiepski skład (jak się później dowiedziałam) i ciężko się rozsmarowuje. Jest dosyć... klejący, gęsty? Cena ok. 14 zł., wydajne opakowanie.
   Największym niewypałem okazał się J&J :/ Wystarczyły trzy dni, żeby Ignaś pierwszy raz doznał odparzeń. Ciężko się smaruje, koszmarny skład i gigantyczna korporacja. Więcej nie tknę... 
     Następny pojawił się płyn do kąpieli. Tutaj kompletny przypadek, okazało się, że z samymi próbkami nie damy rady, trzeba szybko coś kupić. Nie miałam głowy do płynów, więc małe opakowanie czegokolwiek z najkrótszą listą składników, zamówione z zakupami na dowóz do domu. Trafiło na Bobini Sensitive. Bardzo delikatny zapach, w miarę krótka lista składników, nie podrażniający. Nie był zły, krótko go używaliśmy bo jak tylko stałam się bardziej ogarnięta kupiłam w aptece...
   Ziaję. Ta marka bardzo mnie do siebie przekonuję pod wieloma względami. Mają bardzo przyzwoite (wg mnie) kosmetyki, nie uczulają, są w dobrej cenie, mają ładną grafikę i produkują w Polsce! ;) Wybrałam płyn do kąpieli od pierwszych dni życia. Generalnie zamierzam przenieść się na ich kosmetyki.
   Kolejne dwa kosmetyki to oliwki. Na szybko kupowana w szpitalu Bambino, polecona przez położne, sprawdziła się całkiem przyzwoicie. Ładny zapach, nie uczuliła Ignasiowej skóry, choć skład pozostawia wiele do życzenia. Cena ok. 12 zł. 
   Następną oliwką była HiPPa, z niej jesteśmy również bardzo zadowoleni. Ma bardzo fajny skład, ładne pachnie, a matowe opakowanie sprawia, że nie wyślizguje się z rąk;) Sprawdzę tą Ziaji, ale w razie czego na pewno do niej wrócę! Cena? Hm, siostra mi kupiła.
   Chyba ostatnia kategoria kosmetyczna u nas, to kremy / kremy do buzi. Tutaj mamy dwa, i z obu jestem bardzo zadowolona. Pierwszy to wspomniany wcześniej Weleda, który również w tej wersji ma bardzo fajną konsystencję i ładnie pachnie. Drugi to HiPP, mogłabym napisać to samo. Oba mają przyzwoite składy, ale cenowo znowu nie wiem jak się kształtują.
   Zostało nam jeszcze kilka próbek, ale z tych J&J chyba w ogóle zrezygnuję. Może sama jest wykorzystam...



niedziela, 25 maja 2014

Mleczne wojny

   Kamienie idą w ruch, a właściwie podskakują klawiatury pod roztrzęsionymi dłońmi matek. Jest ostro, są wyzwiska, oskarżenia i wykrzykniki. Dwa fronty, a po każdej stronie podburzone zawodniczki zawzięcie trzymające swojej racji. Pot z czoła. Zakładają fora, grupy, dyskusje... a o co im właściwie chodzi? O mleko! To mleko niezgody!
   Laktaterror. Tylko ja się pytam; czyj jest ten terror... Bo właściwie to sprawa bardziej złożona. Otóż oczom swym nie wierzę, kiedy czytam jak to matki matkom potrafią być wrogiem. Zawsze wydawało mi się, że tu więcej jest wspólnego, niż tego co dzieli. Ale przekonałam się, że nie. 
   Po jednej stronie barykady matki piersią karmiące, czyli te do których grona niezmiernie (ponad wszystko niezmiernie!) chcę dołączyć i mocno wierzę, że jeszcze mi się to uda. Nie można im zarzucić ściemniactwa, bo prawdą jest, że najzdrowszym i najlepszym pokarmem dla maluszka jest mleko matki. W wersji prosto z cyca albo z butelki, jeżeli nie można inaczej. Chociaż koncerny mleko twórcze chcą nam wmówić, że wystarczy 6 miesięcy do spełnienia mlecznego obowiązku, owe matki wybierają długie karmienie, często towarzyszy temu bardzo świadome wprowadzanie następnych pokarmów. Z całą tą piersio-teorią kompletnie się zgadzam i podpisuję rękoma a nawet stopami się podpiszę. Ale...
   Po drugiej stronie barykady są matki butelkowe (MM), które z różnych przyczyn nie są w stanie  karmić piersią. Na marginesie: słyszałam również o matkach którym po prostu nie chciało się karmić piersią, bo "dieta karmiącej" albo "obwisłe piersi". Czasami problem pojawił się już na samym początku a z powodu braku fachowej pomocy, np. w szpitalu czy od położnej, nie poradziły sobie z tym tematem. 
   
   Nie oceniam, bo jak życie mi pokazało, nie ma tak, że chcieć to móc. Kochane, gdyby tak pięknie to działało to ja bym już od dawna nie pamiętała jak butelka wygląda. Uwierzcie mi, że robię wszystko co tylko w mojej mocy żeby przestawić Ignaśka na naturalne karmienie ale idzie nam cholernie mozolnie, końca nie widać i w zasadzie, ciężko mi ocenić czy nam się uda. Wierzę, jasne, tli się we mnie nadzieja, w przeciwnym razie rzuciłabym tą szarpaninę w kąt i narobiła większego zapasu mieszanki. Ale ja ciągle tkwię gdzieś pomiędzy, chcę żeby jadł z piersi ale nie przeskoczę tego i muszę podawać mu MM. [Jeżeli ktoś uważa inaczej, że obyłoby się to przestawiania bez MM, zapraszam do dyskusji mailowej;)]
   Z jeden strony myślę sobie, że łatwo jest krytykować karmienie MM, kobietom które nie miały wielkich problemów z przystawieniem dziecka (bo z opowieści zakładam, że te mniejsze zawsze gdzieś się tam przyplątują). Bo jak tu nie karmić piersią skoro dziecko samo rzuca się łapczywie na pierś a mleka jak w cysternie..? A z drugiej strony, wydaje się czasami, że matki (butelkowe) też za mało walczą o to karmienie spoczywając na laurach bo przecież tyle dzieci dostaje MM i nic im nie jest. Sądzę, że przysłowiowa wina, czy właściwie racja, leży gdzieś pośrodku. W czasach gdzie dostęp do wiedzy nt. właściwego żywienia niemowląt i dzieci jest nieograniczony, chyba oczywiste co jest najlepsze i najzdrowsze. Powody dla których matki karmią tak czy inaczej są różne, nie zawsze wynikające z ich chęci. Ważne jest, żeby się wspierać a nie obrzucać jadem. Po to mamy ten cały internet żeby szukać i udzielać wsparcia, co nie ;) ?
   Ważne, żeby robić to co uważamy za słuszne bo wtedy nie czujemy się winne i nie szukamy usprawiedliwienia czy akceptacji. Po co to szukanie zaczepki u tych drugich? Nie kumam. Bo ja Wam powiem co robicie źle! A mnie lekarz powiedział że to wcale tak nie jest! A moje dziecko to...
   Apeluję! Tak jak mnie matka powtarzała, tak ja jako matka też Wam teraz powiem: bądź mądrzejsza. Naprawdę, teksty które czytam na forach, blogach, portalach czy grupach fejsbukowych, kompletnie do niczego nie prowadzą. To tylko sztucznie napędzana... mleczna wojna.

sobota, 24 maja 2014

FOTOrelacja

   Ach, ten maj... ;) Burzowy, słoneczny, spokojniejszy. Zaczęliśmy go od wyjazdu do stolicy, po drodze trochę wizyt u lekarzy. Ignacy nie ma znamion wcześniactwa - hurra! Zaliczył drugą, a pierwszą po szpitalnej, dawkę szczepionki - żółtaczka. 
   W kwestiach mlecznych, ja dalej nie odpuszczam ale o tym rozpiszę się w osobnym poście. Ten maj jest dla mnie bardzo pracowity (ostatnia sesja egzaminacyjna już za chwilę), czego niezmiernie żałuję! Ile bym dała za beztroskie chwile z Ignasiem które teraz się tylko zdarzają.

Maj w stolicy...


Majowe z rąsi


Senny maj...


Majowa codzienność... 


   A Wam, jak mija maj? ;)

poniedziałek, 19 maja 2014

Miesiączka po porodzie, a karmienie piersią

   Powrót miesiączkowania, czy to oznacza, że koniec z piersią?!
Istnieje taka opinia, że pojawienie się okresu po porodzie a w trakcie karmienia piersią, jest pierwszym krokiem do zanikania pokarmu. 

   Panikować? Nie tak szybko. Niektóre kobiety dostają miesiączki nawet miesiąc po porodzie a inne muszą poczekać na niego dobre kilka albo kilkanaście miesięcy. W trakcie karmienia w organizmie wytwarzane są hormony które hamują owulację. Nie dziwi więc, że w przypadku matek nie karmiących piersią szybko wznawia się cykl. Ale wpływ na ten powrót ma wiele czynników, np. częstość przystawiania dziecka, podatność na działanie hormonów, rozszerzanie diety dziecka. Teoretycznie te karmiące piersią, powinny dostać okres później, ale każdy organizm jest inny i nie ma reguły. (Takie lekarskie gadanie...)
   W praktyce, spotkałam się z opiniami mam z różnymi doświadczeniami. Ostatecznie ustaliłam, że wznowienie cyklu nie wpływa na karmienie. Niejedna matka z którą rozmawiałam, dalej karmi piersią od wielu miesięcy i nie doświadczyła "nagłego zatrzymania laktacji" ;) Uff...
   Trzeba pamiętać, że powrót miesiączki oznacza ponowną zdolność do zajścia w ciążę! ;) Ba! Nawet przed jej pojawieniem się może dojść do zapłodnienia. Ponieważ ginekolodzy ostrzegają przez zbyt szybkim ponownym zajściem w ciąże, warto mieć to na uwadze.
   U mnie miesiączka pojawiła się 14 tygodni po porodzie. Początkowo zostałam trochę nastraszona przez mądre głowy, więc musiałam zgłębić temat. Jeżeli chodzi o moje doświadczenia, byłam bardzo zaskoczona! Tnz. po pierwsze, że w ogóle się pojawiła, ale po drugie, ponieważ nie miałam żadnych dolegliwości przepowiadających! (Hura!) Poza tym, nie było w niej nic niezwykłego. Może zdarzyć się, że przez pewien okres (hehe, okres - okres;)) będą nieregularne, ale to nie jest powód do zmartwień. Oczywiście, jeżeli boisz się, że coś jest nie tak, za długo nie wraca albo jest bardzo obfita - najlepiej wybrać się do lekarza!

wtorek, 13 maja 2014

Medela, która nas rozczarowała

   Pierwszy raz zetknęliśmy się z ich laktatorem, kiedy naprędce szukaliśmy jakiegoś, gdy ja jeszcze byłam w szpitalu. Potrzebowałam wtedy czegoś sprawdzonego, na rozkręcenie laktacji. Wiele osób polecało nam właśnie tą firmę, nawet doradczynie laktacyjne. Znam osoby które w podobnej do mojej sytuacji, również pełnoetatowo odciągały nim pokarm.
   Faktycznie, swoją rolę odgrywał znakomicie. Miałam zastrzeżenie co do głośności pracy silniczka, ale trudno. Byleby działał i odciągał. Miałam do czynienia z różnymi firmami i modelami, ale Mini Electric odciągał najefektywniej. Do czasu.
   Nie minęły nawet dwa miesiące a silniczek zaczął głośniej warczeć, choć to wydawało by się niemożliwe. Dźwięk jaki wydaje "normalnie" sprawia, że nocne odciąganie słyszą sąsiedzi z dołu, góry i z boku... Jeszcze głośniej? No trudno... Wył i wył, aż zaczął coraz słabiej ciągnąć, zacinać się i ostatecznie przestał ciągnąć zupełnie.

Kupiliśmy go przez serwis Agito, ale oni odesłali nas do serwisu Medeli z Warszawy. Odesłaliśmy laktator do naprawy. Wrócił po 2 tygodniach, nadal nie działając. Zadzwoniłam do serwisu spytać jak oni to widzą. Pan przeczytał mi to co zostało wpisane w książeczkę gwarancyjną, czyli "silniczek zalany mlekiem, przeczyszczony, sprawny". To fantastycznie! Ale ja wciąż mam niedziałający sprzęt..! Ale jak tu dyskutować o sprawności, jeżeli pan z infolinii  twierdzi że "na słuch" (!!!) to stwierdza prawidłową pracę silniczka, a w końcu pracuje przy tym już kilka lat... Czy mam to komentować?
   I tak sobie pogadaliśmy, on - że brzmi jak sprawny, ja - że nie ciągnie. Ale skoro się tak upieram, to mogę im wysłać jeszcze raz to oni to sprawdzą... i odeślą znowu niedziałający? Bo chyba nie mają technologi sprawdzania ciągnięcia... albo z niej wcześniej nie skorzystali.
   Więc teraz czekam na kolejną przesyłkę...

   Niestety, nasze rozczarowanie nie kończy się tylko na laktatorze:/ Początkowo genialna Calma, pomogła Ignśkowi nauczyć się ssać. Tak mi się wydaje;) Ale znowu, niespełna dwa miesiące użytkowania i... przecieka... Ech...
   Od kapania się zaczęło, na zatkaniu skończyło. 
   
   Pierwsza myśl jaka się nasuwa; dziewczyna nie umie się ze sprzętem obchodzić, rzuci w kąt a potem narzeka. Z tym, że ja po każdym użyciu, dokładnie myłam i suszyłam to wszystko. Wygotowywałam zgodnie z instrukcją obsługi, oczywiście te elementy które kazali gotować. Rozkładałam na części pierwsze, czyściłam i odstawiałam do wyschnięcia. Nie wstawiałam do zmywarki ani mikrofali, nie korzystam z detergentów oprócz płynu Nuka do mycia butelek. Kiedyś mi się wydawało, że teraz produkuje się sprzęty tylko żeby przez okres gwarancji działały, czyli min. 2 lata. Medela mnie zaskoczyła, 2 miesiące to był dla niej max.

sobota, 10 maja 2014

Na Fejsbuniu

   Notes Okołociążowy na Facebooku! :) I tam nas nie zabraknie z całą, długą listą wpisów... 



Do zobaczenia na fejsie!

piątek, 9 maja 2014

Wyprawkowe hity

   Kompletowanie wyprawki jest jednym z najbardziej przyjemnych etapów ciąży, co potwierdzi pewnie każda ciężarna;) Wśród każdych zakupów mamy coś takiego z czego jesteśmy wyjątkowo zadowolone i sprawdziło się w zupełności. Ja również mam swoje ulubione produkty z listy wyprawkowej które były strzałem w dziesiątkę;) Oto one...

  • pieluszki wielorazowe, to absolutny hit! Polubiliśmy je z wielu powodów, ale o tym już pisałam... ;)
  • podgrzewać do butelek, początkowo uważałam, że to kompletnie zbędny gadżet. Jednak kiedyś byłam równie święcie przekonana, że będę karmić tylko piersią i po co zagracać mieszkanie... Teraz podgrzewać stoi w sypialni, mamy naszykowane obok niego pojemniczki z odmierzoną wodą i kiedy wstajemy w nocy od razu "cykamy" podgrzewacz. W tym czasie przewijamy Ignasia i karmię go piersią, kiedy opróżni mleczarnię mam już ciepłą wodę.
  • wózek Mutsy, choć mam do niego kilka zastrzeżeń to generalnie uważam to za dobry zakup. Mógłby mieć amortyzatory czy taśmy odblaskowe, ale da się bez tego żyć. Jest solidnie wykonany, ma ładny wygląd, kosz jest wygodny, lekko jeździ.
  • sól morska, kiedy pojawiła się spaka używałam jej regularnie do nawilżania i przeczyszczania noska. Sprawdza się i jest wygodna.
  • latarka na dotyk, to świetna sprawa. Oczywiście sprawdza się w nocy. U nas leży w rogu przewijaka i w nocy wystarczy ją pacnąć żeby się zapaliła. Produkuje tyle światła, że wystarczy na wykonanie wszystkich niezbędnych czynności przy Ignacym, ale nie razi śpiącej w pokoju osoby.
  • koszule nocne do karmienia, są bardzo wygodne. To wielka ulga z nich korzystać, bo w zasadzie nie mam specjalnych koszulek takich codziennych. Mam dwie sztuki, ale jedna jest za szeroka a druga niewygodna, więc noszę koszule albo podwijam bluzki. Więc kiedy w nocy wstaję do karmienia nie muszę się bawić w podwijanie.
  • Dzienniczek Dnia i Nocy, o tym też już wspominałam. Bardzo się u nas sprawdził, lekarze kazali nam bacznie śledzić żywienie Ignasia oraz jego wagę. W Dzienniczku zapisywaliśmy również jego humor, dolegliwości, wzrost, przyjmowane leki, nowe umiejętności. Bardzo nam pomógł ogarniać to wszystko.
A u Was, co było takimi hitami? :)

sobota, 3 maja 2014

Zadbana mama

   Co jestem w stanie zrobić ze sobą, żeby czuć się kobietą, kiedy lewą ręką zmieniam pieluchę a prawą szykuję mleko?
    Nie stawiałam sobie tego pytania, po prostu jest kilka sposobów które ułatwiają życie i powstrzymują mnie od włożenia dresu ;)


Oto kilka z nich:

  • Nie mam w szafie dresu. Na tym właściwie mogłabym skończyć ten punkt:) Jak się czegoś nie ma to się nie używa, proste...
  • "Less is more" Jestem minimalistką w myśl zasady Mies van Der Rohe (też był architektem!). Im mniej mam rzeczy w szafie, w kosmetyczce, tym szybciej i łatwiej podjąć mi decyzje a przez to nie tracę czasu. 
  • Wygodne ubrania które podkreślają kobiecość. Czyli taliowane bluzki, spódnice, parę porządnych dżinsów. Wygodne buty - baleriny zawsze świetnie się sprawdzają, a te na niewielkiej koturnie dodają uroku. Wszystko to jest z niegnieciącego się materiału, prawie w ogóle nie prasuję ubrań. Może nie zawsze jest to słuszne, ale mnie to nie przeszkadza ;) 
  • Zestawy ubrań "bazowe". To chyba podstawowa zasada w modzie, żeby mieć tak zwane "bejziki". Komplety składające się z butów, torebki, paska, kurtki/płaszcza w tym samym odcieniu. Zestawów powinno być kilka, ja mam: czarny, brązowy, nude i granat. Jak to się ma do ułatwiania życia? No tak, że nie muszę się godzinami zastanawiać co do czego pasuje, po prostu biorę jeden z zestawów i gra! Do tego mam bejziki ciuchowe, czyli w tych samych kolorach spodnie, spódnice, rozpinane swetry, marynarki i bluzki. Plus dżins który pasuje do wszystkiego i biżuteria, która u mnie ogranicza się głównie do złotej (tnz. w kolorze złota;)).
  • Codziennie robię makijaż. Przynajmniej bardzo się staram, bo przyznaję, że czasami się zdarzy. Chodzi mi jednak, o nawyk. Czasami kobietom się nie chce bo np. nie wychodzą dzisiaj z domu. Następnego dnia w zasadzie wyjdą tylko do sklepu więc nie ma sensu się malować. Pojutrze też a potem to już tylko na święta się malują. Są wymówki, że to za długo trwa, że po co i dla kogo, mąż i tak już nas widział bez makijażu i mówi, że jesteśmy naturalne najpiękniejsze na świecie. A co ma powiedzieć... ;) Wracając do "dla kogo", dla siebie! Żeby czuć się seksi, ładnie, świeżo! Za długo trwa? Bzdura, nie u mnie. Nie nakładam codziennie balowego mejkapu, tylko chlast-chlast podkładem (nałożenie zajmuje tyle czasu co nakładanie kremu), kilka pacnięć cieniem na powieki, tusz w dłoń i już jest lepiej. Dodaję do tego bronzer i czasami kreskę, tak wygląda mój codzienny makijarz.
  • Optymalny zestaw do makijażu. Tutaj znowu jestem minimalistką. Mam sprawdzony podkład, bronzer, czarny tusz, cienie do powiek i ajlajner. W wersji rozszerzonej korzystam jeszcze z bazy pod cienie i kredki do brwi. I oczywiście szminka: nude i różowo-brzoskwiniowa oraz błyszczyk. Długo szukałam idealnego zestawu cieni, stanęło na jasnym beżu z mieniącymi drobinkami, można go używać samego co jeszcze skraca malowanie, albo z ciemniejszym kolorem - np. brąz albo grafit. Innych kolorów nie mam.
  • Wygodna fryzura. Och, wiem coś o tym! Przerabiałam już i dredy i 3 mm od czaszki... (To ostatnie było dopiero najwygodniejsze:)) Wygodna znaczy żeby dało się związać albo podpiąć. Ja mam taki problem z włosami, że mam ich bardzo dużo, są gęste i grube. Suszenie zajmuje mi bardzo dużo czasu (ze trzy razy więcej niż ten makijaż). Więc ostatnio skróciłam je o połowę, ale w ten sposób, żebym mogła je związać. Wykorzystuję naturalny skręt włosów i nie używam ani prostownicy ani lokówki, do sukcesu potrzebuję tylko dobrego szamponu i odżywki:) Raz na 2-3 miesiące farbuję włosy, odrosty nie zawsze dodają uroku;)
  • Dobry utwardzacz lakieru. Uwielbiam zadbane i pomalowane paznokcie, uważam je za nieodłączną część kobiecego wyglądu. Ale te sprawa jest najbardziej wymagająca. Dlatego kupuję lakiery które wiem, że są trwałe, ale przede wszystkim stosuję dobre jakości utwardzacz. Bez niego nie ma co się zabierać do pracy. Dobrym wyborem jest jasny odcień, jeżeli zetrze się albo odpryśnie, tak bardzo nie widać. Z tego samego powodu dobra jest też bezbarwna odżywka, lepsze to niż nic. Ze względu na złożoność pielęgnacji nad paznokciami czasami odpuszczam.
  • Trwały i niemęczący zapach. Flakon ulubionych perfum mam zawsze przy sobie, poprawia nastrój kiedy czuję się zmęczona i "wypluta". Dobrze, żeby zapach był trwały ale to niestety kwestia pieniędzy. 
  • Optymizm i siła. Nie zawsze się udaje ale staram się. Spokój i uśmiech dodaje kobiecości i seksapilu. A powody do optymizmu przecież mam najlepsze! Kochany maż, wyczekiwany syn, rodzina, przyjaciele i zdrowie!


   Dbajmy o siebie Dziewczyny, bo warto! Jeżeli nie wiecie dla kogo to robicie, kiedy rano ledwo żywe zwlekacie się z łóżka, przypomnę - dla siebie!

Aktualizacja:
  • utwardzacz do paznokci Eveline Utwardzacz Wysuszacz Nabłyszczacz 60 sek.
  • podkład Avon Podkład Matujący, Avon Podkład Rozświetlająco - Antystresowy
  • bronzer w perełkach Avon
  • cienie do powiek INGLOT
  • tusz do rzęs Avon Super SHOCK