środa, 28 września 2016

Posłałam 13. miesięczne dziecko do przedszkola

   I wcale tego nie żałuję
   Czas sprzyjał posłaniu Ignasia na kilka godzin dziennie do miejsca gdzie są inne dzieci, obcy dorośli a ja będę miała te cztery godziny na pracę. Dla niego to rozwój, obserwacja starszych dzieci (co przypomina trochę relacje w rodzeństwie), samodzielność. Dla mnie radość z uczestnictwa Ignasia w życiu społeczności przedszkolnej (z nawiązywania relacji), możliwość zajęcia się sobą (to w końcu bardzo ważny element bycia szczęśliwą mamą!), samorozwoju i oczywiście czas na obowiązki ;)


   Przedszkole. Wybór przedszkola był dla nas właściwie oczywisty. Państwowe placówki, oczywiście żłobki a nie przedszkola, były przepełnione i zaproponowana nam miejsce w oddalonym żłobku które nie specjalnie nam się podobało. To jedna strona tego wybierania, a druga... Przez płot, dokładnie przez płot! Mamy prywatne przedszkole przy szkole demokratycznej! Jedyną w Łodzi szkołę, która wychowuje dzieci zgodnie z wartościami Rodzicielstwa Bliskości i porozumienia. No, co za fart! ;) Do tego prowadzą przedszkole w którym zgodzili się przyjąć Ignasia w wieku 13 miesięcy. Zasady funkcjonowania placówki bardzo nam odpowiadają, jest fantastyczne podejście wychowawcze (nie ma kar i nagród, nie ma krzyku, każdy konflikt jest załatwiany przez spokojną rozmowę), dzieci spędzają czas razem (nie ma podziału na grupy wiekowe), nie ma stałych pór drzemek (każdy chodzi spać kiedy chce, o ile chce), placówka jest świecka (nie wisi nigdzie żaden krzyż), jest zakaz przynoszenia słodyczy a jadłospis jest dostępny w trzech wariantach itd. Dużym plusem było to, że zgodzili się na pieluszki wielorazowe, co jest wyjątkiem wśród żłobków.

   Początek. Tak więc, nasz Roczniak zaczął chodzić pięć razy w tygodniu na cztery godziny dziennie do sąsiedzkiego przedszkola. Ignacy pierwszego dnia, kiedy we dwójkę przyprowadziliśmy go z zamiarem zostania przeze mnie na "dzień adaptacyjny", pobiegł od razu do sali gdzie bawiły się dzieciaki i nie zwracając na nas-rodziców najmniejszej uwagi przystąpił do zabawy. Opiekunka pożegnała nas z uśmiechem, po czterech godzinach odebrałam zadowolonego Ignaśka do domu... ;)

   Asortyment. Jako minimalistka i w tej kwestii podeszłam rozsądnie co do ilość gadżetów związanych z chodzeniem do przedszkola. Przede wszystkim, Ignaś potrzebował pieluch więc codziennie szykowałam czyste pieluszki, nieprzemakalny worek na wielorazówki i mokre chusteczki. Przez pierwsze pół roku, kiedy chodził na cztery godziny, zdecydowałam się sama przygotowywać dla niego posiłki więc codziennie szykowałam pojemnik z obiadem np. kaszą z warzywami i drugi z owocami/sucharkami/bakaliami. W przedszkolu dzieci mają cały czas dostęp do wody (zwykłej wody, nie żadnego kompotu, soku czy herbaty), więc picia zazwyczaj nie szykowałam, chyba że zależało mi np. na rumianku albo czystku. Kiedy zaczął przychodzić na sześć, a potem na więcej godzin, zdecydowaliśmy się na wykupienie posiłków. Musieliśmy kupić antypoślizgowe buty, ale zazwyczaj Ignaś biega po przedszkolu na bosaka (tak podobno jest zdrowo). Oprócz tego na bieżąco kontroluję czy ma w szafce czyste ubrania na zmianę, regularnie wymieniam szczoteczkę do zębów i donoszę pastę.

   
    Najczęściej spotykam się ze dwoma skrajnymi opiniami na temat naszego wyboru. Jedni rodzice uważają, że zrobiliśmy bardzo dobrze i sami chętnie posłaliby roczniaka do przedszkola, zaczynając od kilku godzin dziennie. "Opozycja" mówi, że to straszne zostawiać tak małe dziecko pod opieką obcych ludzi, dodają, że dziecko nie rozwija się tak szybko jak będąc z mamą. A Wy, co o tym myślicie? 

środa, 14 września 2016

Dwa plus dwa

   Znowu! Powtórka sprzed trzech lat. Znowu jest lato, nudności bez końca, znowu chciałam "przetrwać pierwszy trymestr", znowu wyczekuję brzucha, znowu miewam zachcianki, znowu wakacje przekładaliśmy. W końcu znowu jestem w ciąży ;)  


   Tyle rzeczy dzieje się tak samo, a jednak jest zupełnie inaczej kiedy "na pokładzie" jest już jeden żeglarz. Przede wszystkim, w co nigdy nie wątpiłam słuchając doświadczonych koleżanek, czas w drugiej ciąży biegnie! O ile, w pierwszej pochłonięta byłam studiami, projektami i zaliczeniami przed sesją, o tyle, teraz mam więcej obowiązków związanych ze Starszakiem.
   Druga ciąża to dla mnie większy spokój w głowie. Nie przejmuję się kiedy coś tam mnie ciągnie w brzuchu, wiem, że to więzadła. Nie łykam garści suplementów, nie czytam bez przerwy "mojej ciąży tydzień po tygodniu", jestem spokojniejsza.
   Zmienia się też podejście do wyprawki która w pierwszej ciąży była dla mnie sporym zajęciem. Teraz kiedy wszystko co jest potrzebne do opieki nad dzieckiem już mamy, plus minimalizm, podchodzę do spraw zakupów przed narodzinami kolejnego członka rodziny, bardzo hobbistycznie. Jeżeli czuję, że muszę coś kupić albo wymienić stawiam na jakość, trochę na oryginalność a może nawet dizajn.

   Właśnie jestem w 17 tygodniu, a spodziewany termin narodzin drugiego dziecka mamy na drugą połowę lutego. Ignaś miał się urodzić w połowie marca, a nie 3 lutego, więc do terminów porodu podchodzę z rezerwą. Oby jednak szło zgodnie z planem ;)