środa, 23 września 2015

Przemeblowanie

   Układ aranżacji wnętrza to rzecz zmienna, prawda? Więc testuję drugi, albo już trzeci, rozkład mebli w pokoju Ignaśka. Łóżeczko przewędrowało na drugi bok pokoju, a razem z nim komoda. Na miejscu łóżka leży teraz dywan z koszem zabawek. Miejsce komody zajął stolik z krzesełkiem, w końcu mój chłopak jest już taki duży... ;) Lada dzień czeka nas rozmontowanie przedniej ściany kołyski, w tym modelu nie da się wyjąć paru szczebli. Liczę, że zdążymy zanim Ignacemu przychodzie do głowy testowanie miękkości podłogi, całym sobą. Z pewnością zarzucić nogę na barierkę umie już od miesiąca!


   Pokój trzyma się początkowych założeń, jest jasny, zawiera kolorowe i różne stylistycznie dodatki, ale jest przy tym minimalistyczny. Jest w nim prawie tylko to, co jest nam niezbędne i czego regularnie używamy. Dla przykładu na komodzie stoi nawilżacz (włączamy codziennie na wieczór i noc), podgrzewać butelek (używany codziennie), lampka (no, wiadomo...) i smoczki (używane codziennie!).
   Oprócz talerzy na ścianie które Ignaś dostał w prezencie urodzinowym i których nie powstydziłby się vintage-hipster, wiszą jeszcze tylko zegar i kalendarz (takie zalatane to moje dziecko, bez kalendarza ani rusz;).
   W pokojowej wnęce stoi szafa, ale ponieważ nie jest nam szczególnie potrzeba (patrz: minimalizm) , chyba niebawem opuści progi tego królestwa a w jej miejsce ulokujemy kącik zabaw... Odkopujemy z mężem dziecięce pragnienia i wymyślamy fachowe konstrukcje ;)
   Oczywiście, w głowie mam plan zasilenia pokoju o dodatkowe łóżeczko, dla starszaka, przy jednoczesnym pozostawieniu kołyski, jeśli wiesz co mam na myśli... ;) Ale na to jeszcze przyjdzie czas!






piątek, 11 września 2015

Internet to nie miejsce dla dzieci?

   Właśnie, że nie! To znaczy tak, to nie jest miejsce dla dzieci. W moim przekonaniu ten produkt powinien być używany przez istoty bardziej świadome niż kilkuletnie dziecko. Zakładam, że nastolatek nie zrobi sobie kuku przez internet ani nie będzie go nadużywał. Nadzieja...


   Po pierwsze: po co mu to? Do czego służy internet mogłabym wymieniać godzinami, ale czy kilkulatek to osoba która powinna zamawiać w e-spożywczaku, szukać odpowiedzi na pytania z zagadnień kulinarnych, planować egzotyczne wakacje czy prowadzić biznesy? Nie. Tego dziecko nie robi i nie powinno, od tych spraw są rodzice. 
   Pozostaje więc sfera rozrywkowa, ale czy naprawę nie jesteśmy w stanie zaoferować dziecku nic ciekawszego niż serfowanie po sieci? Księciunio jest ostatnio maniakiem książek, to dziecko wychowuje się nie dość, że bez internetu to jeszcze bez telewizji! ;) W związku z tym szlachetnym upodobaniem, co jakiś czas wyruszam na łowy po nowe pozycje z działu dziecięcego w pobliskiej księgarni. Oprócz tego miejsca chętnie zaglądam na dział z książkami w hipermarketach, dyskontach czy na straganach. Byłam naprawdę zaskoczona różnorodnością! Oprócz samych książek jest olbrzymia ilość materiału książko podobnego (kolorowanki, naklejanki, wycinanko - wydzieranki), gier planszowych i takich... zręcznościowych, są zestawy ZróbToSam. Często wzdycham, że Księciunio dopiero skończył półtora roku i z dinozaura 3D to on może zrobić konfetti na kanapie a nie model. 

   Po drugie: prywatność dzieci w necie. Pierwsza część była o tym co dziecko może zrobić z internetem i dlaczego nie powinno. Druga część jest o tym co my robimy z dziećmi w internecie.
   Pewnie goście, którzy odwiedzają nas od dawna, zauważyli, jak drastycznie ucięły się posty ze zdjęciami Księciunia a nawet w dużej mierze usunęłam jego zdjęcia. To nie dlatego, że postanowiłam zostać gwiazdą tego bloga i przyćmić moje dziecko ;) ale zrozumiałam, że to nie jest dobre, (ba! to mocno nie w porządku!) Ludzie wrzucają zdjęcia dzieci na potęgę, widać to zwłaszcza na Fejsbuku, Instagramie i na blogach. Wrzucają dzieci w każdym wieku, w każdej sytuacji i stroju, a nawet bez! Są dzieci wyjęte prosto z łona matki, są dzieci które radośnie stawiają pierwsze kroki, ale są też te siedzące na nocnikach albo golutkie w baseniku czy wannie. 
   Tyle się teraz o tym mówi, że w przyszłości zdjęcia dzieci mogą działać kompromitująco, mogą zawstydzać czy w najgorszym wypadku być skradzione i całkiem niefajnie wykorzystane. Już kilka lat po wrzuconej foci, dziecko pójdzie do przedszkola a koledzy z grupy będą wiedzieć jak wyglądał robiąc pierwszą kupę na nocnik. Ale mało tego, nawet usunięte zdjęcie nie znika z sieci, więc będą wiedzieć to również kumple z podstawki, z gimbazy i maturzyści. No, życzę żeby do magisterki internet naprawdę zapomniał o tej niechybnie wrzuconej fotografii. 
 
   To Ignasia życie (i reputacja) i nie chcę fundować mu takich atrakcji, zdjęcia trzymam w albumie, nie na fejsie ;) Teraz to Rodzic jest odpowiedzialny za uczestnictwo dziecka w sieci, ale czy faktycznie będą tego konsekwencje w przyszłości, czy poniesie je dziecko..? A może przesadzam? Kogo obchodzą nasze dzieci... ;)