piątek, 2 grudnia 2016

Trzeci trymestr

   Serio? Nie mogę w to uwierzyć! Wcale nie chodzi mi o to, że już odliczam tygodnie do porodu a nie miesiące. Chodzi o to, że w poprzedniej ciąży miałam czas i siły rozpisywać się co do tygodnia nad każdym mijającym tygodniem, a teraz nawet miesięcy nie ogarniam i dopiero trymestrami czas mi ucieka! Łał...


   Dokładnie jutro zaczynam 29. tydzień, gdy sobie wspominam poprzednią ciąże liczę, że to pięć tygodni przed niespodziewanym porodem. Ale jak to mówią, każda ciąża jest inna... ;) 

   Samopoczucie dopisuje mi, choć nie jestem wyjątkiem którego nie dotyka cowieczorna zgaga, bóle pleców, zadyszka czy poczucie bycia wielorybem. W tych sprawach niewiele się różni ta ciąża od poprzedniej. Takie tam ciążowe standardy... 
   Ze zgagą walczę jak w poprzedniej ciąży, jem małe porcje, często i lekkostrawnie, ale ostatecznie pomaga głównie tabletka. Na bóle pleców mam dwa sposoby, po pierwsze wymieniliśmy poduszki na takie wyprofilowane (z Ikei), są twarde ale wysokie i bardzo dobrze mi się na nich śpi. Po drugie joga! Zaczęłam ją praktykować kilka miesiący po urodzeniu Ignasia, kiedy potrzebowałam spokojniejszego ruchu którym uzupełnię intensywne ćwiczenia fitnessowe. Wkrótce wyszły na jaw problemy z tarczycą i musiałam zupełnie zrezygnować z fitnessu, ale z jogi... nie;) W ciąży jest trochę inaczej, pierwszy trymestr na ćwiczenia odpada, w drugim chodziłam na zajęcia z grupą, jak zawsze. Odkąd moje potrzeby coraz bardziej mijają się z możliwościami reszty osób na zajęciach, zaczęłam ćwiczyć pod okiem mojej instruktorki w domu. Uwierzcie mi, że joga czyni cuda na różne ciążowe dolegliwości a moja kochana joginka ukończyła szkolenie z zakresu jogi dla ciężarówek.
Co do zadyszki, cóż, wiele się tutaj nie zdziała. Gdyby nie ona pewnie pędziłabym jak szalona zapominając, że jestem w ciąży. Staram się stopować kiedy źle się czuję, jeżeli wychodzę z domu wybieram krótkie trasy z możliwością na przerwę. Niestety, odczuwam bardzo ciążę w dwupoziomowym mieszkaniu, codzienne wchodzenia kilkanaście razy po schodach męczy jak cholera...

   Przygotowania do nadejścia drugiego dziecka, jak część z Was pewnie wie, są daleko odbiegające od tych pierwszych, kiedy z obłędem wyliczało się w głowie litanię rzeczy to przygotowania, kupienia, załatwienia itd. Większość rzeczy jest, właściwie nie planuję żadnych zakupów oprócz środków higienicznych. Chyba już wszystkie pożyczone rzeczy udało nam się odzyskać, ach, czekamy jeszcze tylko na powrót przewijaka. Zostało mi wypranie tekstyliów, że tak powiem, i odświeżenie sprzętów, wózka, fotelika, laktatorów. 

   Zostało jeszcze jedno do zrobienia... przygotowanie Ignasia na ten moment kiedy zniknę z domu a po kilku dniach wrócę z Maluchem i od tej chwili wiele się zmieni ;) Macie jakieś rady na tą "poważną" rozmowę?