piątek, 13 lutego 2015

Macierzyństwo minimalistycznie

   Fakt, że w moim życiu szczególne gości zasada "mniej znaczy więcej", znacie już od dawna. (Albo nie znacie...) Choć mam wielkie skłonności do mnożenia zadań i obowiązków, zbierania bardziej i mniej potrzebnych rzeczy, to staram się zawsze myśleć zgodnie z tą zasadą.


   Najciężej jest właśnie z tymi obowiązkami, dodatkowymi zajęciami i atrakcjami. Nigdy nie czuję się na urlopie, bo w głowie mam długą listę rzeczy do zrobienia, nawet jeżeli są to rzeczy przyjemne. Szczególnie odkąd jestem matką, czas jest na wagę złota, nie chcę więc go bez sensu marnować. 
   Dlatego w ostatnim czasie postanowiłam jeszcze bardziej wziąć sobie do serca... minimalizm. Czytam artykuły, książkę, wprowadzam w życie. 
   Stosując kilka trików, osiągam cel jakim jest życie zgodnie z minimalizmem:
  • nie wymyślam! Chodzi o to, żeby nie przesadzać z wymyślaniem sobie nadprogramowych zajęć. Czy naprawdę warto ręcznie dziergać szalik skoro równie ładny kupię w sklepie (jeżeli jest mi potrzebny)? Czy np. trzy dni i trzy noce gotować obiad na przyjęcie dla 14 osób, zamiast zamówić katering? Jasne, moje potrawy będą zdrowsze, bardziej domowe, ale czy naprawdę wart jest jeden obiad moich dziesiątek godzin przed garami? Odpowiedź: nie! Lepiej pobawię się z Ignasiem albo pójdę na fitness!
  • zanim coś kupię: choćby to było coś najpiękniejszego, najbardziej uroczego, coś co wydaje mi się, że nigdzie już tego nie kupię, odpowiadam na pytanie - czy jest mi to absolutnie niezbędne do życia i nie potrafię tego zastąpić rzeczą którą już mam? Czy jest to na tyle urocze, żeby zagracić sobie tym pokój/mieszkanie? Na koniec, czy pomimo odpowiedzi na wcześniejsze pytania jest to aż tak wartościowe?
  • stosuję zasadę "jeden za jednego". Oznacza, że jeżeli kupuję np. nową parę spodni, to jedną starą (zwykle najbardziej zużytą, albo tą którą noszę najrzadziej) wyrzucam do kosza dla potrzebujących albo sprzedaję na allegro.
  • wybieram te obowiązki (i przedmioty) które muszę i lubię robić/mieć. Nie będę sobie odmawiać wszystkiego. Pewnych rzeczy po prostu nie możemy nie robić i już. Ciężko jest nie kupić nowej pary butów jeżeli poprzednia jest do wyrzucenia. Ale z drugiej strony, są rzeczy które lubię np. sport, scrapbooking czy ogrodnictwo. Nie chcę z nich rezygnować i w granicach rozsądku dawkuję sobie, tak dla przyjemności.
  • nie ilość, a jakość. Wiem, że to brzmi absurdalnie z kobiecych ust, ale nie znoszę mieć za dużo rzeczy ;) Nie znoszę przeładowanej szafy, półki z kosmetykami czy miliarda sprzętów kuchennych w szafkach. Wolę mieć mniej, ale dobrych jakościowo i sprawdzonych rzeczy. Kiedyś miewałam np. 10 różnych lakierów do paznokci, data ważności to jakieś dwa lata. Ciężko mi uwierzyć, ale przez te całe dwa lata rzadko udawało mi się zużyć lakier do końca! Większość lakierów trafiała do koszta z 1/2 lub nawet 3/4 zawartości. Zorientowałam się które kolory schodziły prawie całe, i teraz mam 3-4 odcienie, tym bardziej, że raz w miesiącu chodzę do kosmetyczki.
  • zamiast rzeczy usługi, dla tych co cierpią na nadmiar gotówki i koniecznie muszą ją wydawać, lepiej postawić na przyjemności. Na miły wyjazd, smaczną kolację czy relaksujący zabieg. Nie ma co się przywiązywać do materialnych szaleństw!
   Dzięki tym zasadom oszczędzam cenny czas, energię którą mogłabym lepiej zużyć i sporo pieniędzy. Bilans wychodzi dodatni ;-) Polecam!

11 komentarzy :

  1. szkoda, że nie napisałaś tego kilka dni wcześniej. Może puknęłabym się w głowę i nie piekła pączków. Zasyfiłam całą kuchnię, co gorsza okazały się średnio fajne żeby nie powiedzieć że przypominały kule armatnie. A mogłam iść do cukierni kupić dwa i mieć z głowy to zachciało mi się perfekcyjnej pani domu.
    Masz 100%-tową rację kobieto!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, gdyby traktować to pieczenie i sprzątanie uwalonej po sufit kuchni do przyjemności, to ja bym nie odpuszczała ;) Ale jeżeli to miało być tylko w celu zjedzenia pączka, czy tam dwóch, to powiem tak: przegięłaś Iza! :P

      Usuń
  2. Ja akurat gotowanie zaliczam tam, gdzie mniej więcej Ty scrapbooking, więc bym nie zrezygnowała (chociaż z pączków w tym roku zrezygnowałam, w sensie oczywiście pieczenia). Ale zgadzam się absolutnie. Niezbędne minimum. A i tak nie mam gdzie chować rzeczy. Zwłaszcza książek grrr.
    Przy niekupowaniu nowych rzeczy dobra jest zasada 30 dni. Odłóż decyzję na 30 dni. Jeśli po tym czasie nadal uważasz, że to niezbędne, to znaczy, że niezbędne.
    A książkę którą czytasz? Leo Babauty?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! To też dobra zasada! ;) Czasami tak długo zbieram się do zakupu, że te 30 dni mija jak w oka mgnieniu. Tak, Leo B. :)

      Usuń
  3. Świetny post! Kiedyś wydawało mi się, że np łażenie po galeriach handlowych było dla mnie przyjemnością. Jednak po każdym takim maratonie byłam totalnie wymęczona i przytłoczona nadmiarem wszystkiego, porównywaniem, wybieraniem. Zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę te zakupy są mi potrzebne do szczęścia. Współczesny świat, reklamy, tv wmawiają nam, że potrzebujemy miliona rzeczy i gadżetów, które w rzeczywistości są nam kompletnie zbędne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie! Tylko to nie jest takie proste, żeby dojrzeć te chwyty marketingowe i to konsumpcyjne nastawienie. Bo to jest coś, co znasz od dziecka, co widzisz w filmach, o czym czytasz w gazetach. To przychodzi z każdej strony. Kupuj, nowe, więcej. Dla mnie to nie było takie oczywiste i proste, żeby przestawić się na myślenie "nie potrzebuję tego".

      Usuń
  4. Hmm ja to stosuje już jakiś czas, tylko przy dzieciach mi nie wychodzi bo wyrzucam parę sztuk ubrań kupuje następne, a potem jeszcze dostaje od babć..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc ja mam taki sposób: nie kupuję mu wcale ubrań;-) Chyba że jest to coś na cito np. buty, kurtka, czapka. Reszta się sama zbiera, ale może Ignaś przestanie dostawać tyle ubrań i zacznę kupować, kto wie...

      Usuń
  5. Podoba mi się zasada "jeden za jednego". Naprawdę nie wiem po co trzymam jeszcze w szafie te dżinsy i bluzki z czasów studiów.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mądry tekst. Brakuje mi takich cech. Widzę okazję, to kupuję, nawet jeśli jest mi to na dzień dzisiejszy nie potrzebne - ciężko sie tego nałogu pozbyć.

    OdpowiedzUsuń
  7. o ile w życiu idzie mi dobrze z minimalizmem to przy kompletowaniu pierwszej wyprawki troszkę gorzej, staram się ograniczać a z drugiej strony boję się, że czegoś zabraknie, ja nie będę miała sił żeby się po to wybrać a mój mężczyzna kupi bylejak..

    OdpowiedzUsuń